You are currently viewing Kolego, skocz po fazę…

Kolego, skocz po fazę…

Jednym ze stałych elementów nauki w technikum elektronicznym, które ciepło wspominam, były warsztaty elektrotechniczne. Starodawnym obyczajem uczniowie starsi robili sobie żarty z młodszych. Żartem classic, niczym bułka nadziewana pieczarkami z w latach 80tych, było wysyłanie młodych z wiaderkiem po fazę. Rozgrywało się to tak, że ktoś wyłączał prąd w sali i prosił kolegę „Ej, faza się skończyła, skocz do profesora i przynieś z pół wiadra”. Było śmiesznie i przeważnie kulturalnie.

Na wszelki wypadek wyjaśniam, że „faza” to cecha prądu w gniazdku i w ogólności przebiegów zmiennych. Równie dobrze można by wysłać kogoś po pół wiadra empatii. „Nie ma fazy” potocznie oznacza „nie ma prądu”.

Jabłko z rynku

Aktualnie modne jest takie założenie, iż żeby w trakcie spotkań i rozkmin „uwzględniać głos każdego”, gdy „każdy ma swoją perspektywę” oraz „każda perspektywa jest równie wartościowa”, a przecież „nie oceniamy, lecz doceniamy” – żeby wymienić tylko niektóre z używanych fraz. Trudno zaprzeczyć wymienionym stwierdzeniom, bo z czym tu się nie zgodzić? Nawet gdyby ktoś próbował, to pierwsi spałują go scrum mastery, a kołcze przydepną obcasem. Spróbuję jednak.

Pod presją wymienionych w pierwszym akapicie stwierdzeń, spotkania i rozkminy przybierają dziwaczną formę. Otóż, na takich nasiadówkach bywają doświadczeni i niedoświadczeni, umni i nieumni. Gdy ktoś zaczyna mówić oczywistą dla pozostałych bzdurę, cała reszta uprzejmie kiwa głowami i dziękuję delikwentowi za wkład w dyskusję.

Ostatecznie efekt jest taki, że na spotkanie wszyscy przyszli w*wieni z powodu problemów do omówienia, a wychodzą w*wieni z powodu przepalonych dupogodzin. Doceniamy, nie oceniamy.

To zjawisko można by nazwać hiperhumanistycznym wynaturzeniem pracy. Przypomina mi to jabłko kupione na sobotnim rynku po mroźnym tygodniu. Z wierzchu ładne i kolorowe, a w środku przemarznięte, brązowe i obrzydliwe.

Czeladnicy

W przeciwieństwie do obecnych praktykantów, juniorów, midów, seniorów, superseniorów, architektów i oświeconych, drzewiej podział był prostszy. W zawodzie rzemieślniczym był „mistrz”, który umiał. Był również „czeladnik”, który się uczył. Gdy czeladnik wyzwolił się na mistrza, jego głos był poważnie traktowany pośród gremium. Zanim to nastąpiło, miał przede wszystkim chcieć zrozumieć i pilnie się uczyć.

Żebyśmy się dobrze zrozumieli

Gdy mówimy, że „wysłuchamy każdego, bo każde zdanie jest wartościowe”, to w jednym zdaniu sklejamy dwie rzeczy. Jak chcieli humaniści a wcześniej teologowie chrześcijańscy, człowiek jest wartością sam w sobie i należy mu się uznanie przez sam fakt bycia osobą ludzką. Jednocześnie może się zdarzyć, że z powodu niewiedzy, wspomnianego wcześniej hiperhumanistycznego wynaturzenia pracy albo czasem skutkiem arogancji, zaczniesz w trakcie spotkania pitolić głupoty. Pamiętaj wtedy, że wciąż jesteś wartościowym i godnym szacunku człowiekiem, pitolącym głupoty.

Przymusy, które rozwalają spotkania

Nieme założenie, które paraliżują pracę umnych ludzi to „każdy musi mieć przestrzeń, aby się wypowiedzieć”. Słyszałem nawet ciekawsze sformułowania „dajmy Michałowi przestrzeń, aby zaistniał”. To są tak gładkie i okrągłe sformułowania, że nawet nie czujesz, kiedy Ci je aplikują. Gdy coś takiego słyszę, to jedyna odpowiedź, która przychodzi mi do głowy, brzmi: „ke?”.

Mam wrażenie, że posiadanie własnego zdania i opinii na każdy temat, stało się przymusem. Podążanie za tym przymusem sprawia, że pracującym grupom trudno o jednomyślność. Moim zdaniem posiadanie własnego dobrze przemyślanego zdania w paru tematach, wnosi więcej wartości do spotkania niż posiadanie jakichś tam opinii w każdym temacie. W pozostałych sprawach jest zupełnie OK zgodzić się ze zdaniem kogoś innego.

Drugi przymus stwierdza, że „każdy musi mieć czas na wypowiedź”. Nie musi. Ważne jest, aby każdy miał możliwość wypowiedzenia się, jeśli uzna to za stosowne. Nie wszyscy muszą mieć tyle samo czasu. Ważne, żeby mieli go tyle, ile potrzebują (z poprawką na resztę, wiadomo).

Nie lataj po fazę

Mam taką radę, którą przykładam wpierwej do siebie, potem do Czytelnika — słuchaj. Jest spora szansa, że Ci którzy mówią, wiedzą więcej niż my, więc słuchajmy. Jeśli w pewnym momencie któreś z nas poczuje, że musi dorzucić swoją opinię, posłuchajmy uważnie jeszcze przez chwilę. Dlaczego? Dlatego, żeby się nie okazało, że jesteśmy kolejnymi głupolami, którzy znowu lecą z wiaderkiem po fazę.

P.S. A wiecie, że w HBR piszą, że grupowy brainstorming jest guzik wart?

Ten post ma 2 komentarzy

  1. Michał Kuliński

    Doceniam ten artykuł 😀 XD

    1. Michał Bartyzel

      Grunt, że nie oceniasz ;p

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.