Trochę w nawiązaniu do posta W co gra się w projektach.
W okolicach wyborów słyszałem w radiu zażartą dyskusję nt. czy obecnemu rządowi wolno rządzić do końca roku czy nie. Premier się upierał, że chce spokojnie dokończyć prezydencję w UE i argumentował, że jest to zgodne z konstytucją, natomiast konstytucjonaliści ripostowali, że owszem jest to zgodne z konstytucją, lecz nie jest zgodne z jej duchem.
Otóż to, pomyślałem. Wdrażanie procedur/procesów/standardów w zespole kończy się niepowodzeniem, gdyż ludzie rozumieją ich literę, ale nie widzą ducha. Autorzy procedur mieli oczywiście bliski kontakt z duchem, a literę stworzyli po to, aby przekazać swoje odmienne stany świadomości. Ergo – przy okazji wdrażania czegokolwiek ludzie muszą nawiązać kontakt z duchem.
Zostawiwszy w spokoju spirytualistyczne metafory, trzeba wyraźnie powiedzieć, że ludzie muszą znać intencję wdrażania nowych standardów, czyli: po co to robimy, dlaczego to jest ważne, co z tego będziemy mieli. Dobrym pomysłem, w tym obszarze jest standaryzowanie tego co już działa. Jeśli w zespole samoczynnie wykształciła się jakaś praktyka, która przynosi dobre rezultaty, to wartą ją zinstytucjonalizować w postaci obowiązującego standardu – dwie pieczenie na jednym ogniu.
Fajna metafora. To samo stosuje się do wizji i specyfikacji. Specyfikacja (nawet rozdmuchana i szczegółowa) bez zrozumienia wizji (ducha) z reguły nie ma takiej mocy. Jeśli wykonawca wizji nie rozumie, to jego dzieło prawdopodobnie "odklei" się od oczekiwań. Ba, lepiej byłoby, gdyby doskonale rozumiał wizję i nie miał pełnej specyfikacji, która i tak dociera się w trakcie pracy.