
Knowledge Worker musi nieustannie się uczyć, kilkukrotnie w ciągu swojego życia zmienić zawód, aby dotrzymać tempa uczącym się organizacjom…
Jestem bardzo życzliwe nastawiony, kolejnych pomysłów na świat i ludzi i chętnie się w nie wkręcam. W pewnym momencie zadaję sobie jednak pytanie – czy to dla mnie działa?
Nowa prokrastynacja
Knowledge is worthless untill it is applied – pisze Autor w artykule Why Learing Is A New Procrastination. Nowy framework, nowy język programowania, nowa architektura, nowa organizacja pracy, kolejna konferencja, szybko, warsztat, w międzyczasie nowa supertechnika szybkiego – a jakże – uczenia się i zapamiętywania, szybciej, kolejna prezentacja na grupie, nowy webinar, jeszcze szybciej…i tak w kółko.
Z jakiegoś powodu nakręcono bezcelowy pęd uczenia się…nie, nie uczenia się – łapczywego pochłaniania nowej wiedzy, której nigdy nie wykorzystasz i której jedynym skutkiem jest coraz bardziej zaawansowany Syndrom Google’a.
To zdecydowanie nie jest continuous learning. Nie o to chodzi.
Na nowo rozumieć rzeczywistość
Siłą napędową innowacji nie jest nowość i tworzenie “nowego”. Innowacja to powtarzanie tych samych archetypów i odnajdywanie dla nich współczesnych znaczeń, kontekstów i zastosowań. W continuous learing nie chodzi o to, aby uczyć się czegoś nowego – choć ma to swoją wartość – lecz głównie o to, aby uczyć się wciąż na nowo rozumieć otaczającą nas rzeczywistość.
Po co czytać prozę?
Podam przykład praktycznego continuous learning w postaci porady – czytaj prozę. Nie podręczniki samonibyrozwoju, nie indywidualne filozofowanie a’la Coelho, nie kursy technologii, ale właśnie prozę różnoraką, współczesną i tę dawniejszą.
Ja się to nazywa?

Jak po angielsku nazywa się, to coś na obrazku? To jest finger. Natomiast odpowiednik tego czegoś u stopy nazywa się toe. W języku polskim mówimy po prostu palec.
Moi anglojęzyczni znajomi nie mogą się nadziwić. No, bo jak “to u ręki” jest palcem oraz to u nogi też jest palcem? Przecież to są dwie kompletnie różne rzeczy!
Coś Ci umyka
Zauważ, że skoro nie mamy indywidualnych nazw na “to coś u ręki” oraz “to coś u nogi”, to tego pojęciowo nie rozróżniamy. Zatem jakiś fragment rzeczywistości – dotyczący części ciała – dostępny anglojęzycznym znajomym, nam zwyczajnie umyka. Nie myślimy o nim, nie rozmawiamy, nie istnieje.
Czytasz, rozróżniasz
Oprócz tego, że coś przeżywasz, czytanie dostarcza Ci pojęć, dzięki którym możesz nazwać zjawiska, które wydarzają się wokół Ciebie oraz w Tobie.
Gdy coś nazywasz, to zaczynasz to odróżniać od reszty. Gdy odróżniasz, zaczynasz rozumieć. Gdy coś rozumiesz, możesz z tym wchodzić w interakcję, wpływać na to coś i kształtować według swojego pomysłu.
Nie nazywasz, nie istniejesz
Gdy nie czytasz, gdy nie dostarczasz sobie pojęć i metod na nazywanie rzeczywistości, przestajesz ją rozumieć. Nie tylko tę, która jest wokół Ciebie, przestajesz również rozumieć to, co się dzieje z Tobą i wewnątrz Ciebie. Odczuwasz wtedy frustrację, ale nie wiesz co z nią zrobić, bo jej nie rozumiesz, co tylko tę frustrację pogłębia.
Zaczynasz się zamykać w świecie własnych rytuałów oraz “prawd bardziej twojszych niż mojszych” i okazuje się, że Big Pharama rządzi światem, i że je**ć system. Wtedy też – odklejony od rzeczywistości – w jakimś sensie przestajesz istnieć.
Ergo, czytaj prozę, a będziesz continuous learner 🙂
Na początek

Na początek polecam książkę Poczuj grunt pod nogami. Jak uciec z pułapki samorozwoju.
Przeczytaj i daj znać, co myślisz 🙂